Jazda bez ogłowia i porozumienie z koniem oparte na wzajemnym zaufaniu, oraz współpracy to moja pasja od wielu lat. Początki jeszcze bez świadomości, że to jest to, miałem w roku 1984 na KOZERZE- mamie naszej obecnie najstarszej klaczy FANTAZJI. Wówczas w roli „oszyja”, czy po zagranicznemu mówiąc „cordeo”, występowało puślisko lub pasek od wytoka, dopiero po wielu latach- już w Bieszczadach- zastąpione specjalnie zrobionym rzemieniem, a ostatnio linką. Staram się tę moją pasję popularyzować wśród moich uczniów, Na razie najchętniej w ten sposób jeździ mój syn- Jan, który bez ogłowia dogaduje się coraz lepiej z naszym championem POLO . Ostatnio nawet mamusia Muminka- Justyna zaczęła się bawić z MUZĄ i HORPYNĄ. Czasami także nasi goście chcą spróbować jak to jest. Było parę osób, którym się spodobało i mam nadzieję, że ta idea będzie się rozchodziła jak fale na wodzie, zataczając coraz szersze kręgi. Najlepsze jest to, że konie wszystko potrafią, tylko my musimy się nauczyć jak je poprosić o dane ćwiczenie, czy ruch.