OTKA

Tomasz Kwiatkowski

Przedstawiam naszą nową qnię- w papierach ma imię Otylia, w Klubie Wiejskim Wilczeniec w Łomiankach była nazywana Orsza, ponieważ obie te nazwy nie do końca się nam podobają, myślimy nad jakimś innym imieniem oddającym jej urodę i wdzięk. Jest to piękna klacz 7 letnia, niezbyt duża. Jej historia opwiedziana mi przez prezesa Wilczeńca jest taka: od hodowcy kupił ją kaskader, który doprowadził klacz do takiego stanu, że atakowała go zębami i kopytami. Kaskader sprzedał ją panu, który niestety nie umiał sobie poradzić z tą traumą końską, więc po paru latach odstawienia konia od rekreacji postanowił się z nią rozstać. Moja córcia wraz z Różą Dominik, czyli moją uczennicą chciały ją kupić, ale Róża też nie wytrzymała skulonych uszu i nadstawionego zadu. No i tak trafiła na mnie. Pierwszy kontakt w boksie to było dziabnięcie w klatę. Tzn ona mnie dziabnęła i tak się tego przestraszyła, że uciekła w najdalszy kąt boksu. Zamiast z agresją spotkała się ze spokojem, łagodnym głosem i pokazaniem, że w moją przestrzeń się nie wchodzi. Wygłaskałem, przytuliłem i na drugi dzień rano pobawiliśmy się chwilę z ziemi. Potem było ponad godzinę zachęcania konia do wejścia do koniowozu i myślę, że właśnie ten czas spędzony na pokazaniu, że koniowóz nie gryzie i że koń nie jest tam wciskany na gwałt, to był przełom. 8 godzin w trasie, wejście do nowego boksu- zajęło nam 10 minut. Mała pokazówka zębów przy dawaniu owsa- wystarczył magiczny palec, żeby się odsunęła, chwila na pokazanie czyje jest żarcie, po czym zaproszenie do żłobu. Dziś już odchodziła na pokazanie palcem, czekała, może nie do końca grzecznie, bo uszy skulone i widać złość, ale wytrzymała. Na ujeżdżalni aniołek, na wybiegu sama przyszła bez kulenia uszu, dała się wziąć za kantar i poprowadzić do stajni.